Witajcie
Dzisiaj napiszę Wam o tym jak lepiłam baranki z masy solnej.
Jak większość z Was wie, wszelka działalność twórcza w towarzystwie dzieci wiąże się ściśle z podejmowaniem prób własnej twórczości przez małoletnich przyszłych rękodzielników. Moje Słonka nie są w tym przypadku wyjątkami, a jeśli przy takiej pracy można wybrudzić siebie lub otoczenie, to zabawa jest jeszcze lepsza.
Poznając nowy przepis na masę solną (od
Oliwii) miałam już w planie zajęcia z przedszkolakami (
TU). Żeby pójść dobrze przygotowaną do zajęć musiałam sprawdzić, ile masy solnej zużywa się na jednego baranka i ile porcji ciasta będę musiała w związku z tym zrobić.
Ponieważ od własnych Małoletnich nie mogłam się opędzić, więc po prostu pogodziłam się z faktem, że co chwilę podbierają mi kawałek masy i lepią swoje ulepianki - a to dla babci, a to dla dziadka (bo przecież będzie mu przykro, że babcia dostała, a on nie), a to dla taty z okazji urodzin (w grudniu), a to dla cioci (jednej, drugiej, trzeciej - dobrze, że więcej nie ma), a to dla chomika, a to dla szczurka, a to dla Wafla (kota) itd.
Sprawdziłam jednego baranka, drugiego, dla pewności jeszcze trzeciego i czwartego i... postanowiłam zrobić aniołka (bo dawno nie robiłam i już mi "wyszły"). Ponieważ zostało mi jeszcze trochę masy zrobiłam jeszcze piątego, ale nie wystarczyło mi już masy na wełnę.
Układałam już figurki na blasze do suszenia, gdy przyszła młodsza niespełna 5-letnia Kruszynka i pokazując palcem nieowłosionego baranka zapytała:
K - Dlaczego on jest goły?
Ja - Nie jest goły. Nie ma wełny, bo zabrakło mi masy solnej.
(z wiadomych przyczyn)
K - Zabrakło ci masy solnej?
Ja - Tak.
K -
To po co robiłaś takiego dużego aniołka?
Ja - ... zaniemówiłam z wrażenia
ale malując baranki postanowiłam na wszelki wypadek dać mu ubranko w turkusowe grochy, żeby już nikomu nie przyszło do głowy, że jest goły. :D
Pozdrawiam serdecznie. Dziękuję, że tu zaglądacie. :)